Telewizja, radio, billboardy zachęcają, żebym dał się zaskoczyć jakością „Biedronki”. Chodzę i kupuję, jak ostatnio jogurty owocowe. Smaczne. Jestem wniebowzięty. Zawodowo działania marketingowe Biedronki – opakowania, gazetki, foldery, reklamy – oceniam na szóstkę.
Jest druga strona medalu. Na warszawskim Grochowie kojarzę przynajmniej pięć Biedronek, a ile jest naprawdę na całej Pradze Południe – przypuszczam, że około dziesięciu. Dziś (tekst pisałem 17 marca 2012 r.) przeżyłem duże zdziwienie. Na Międzynarodowej, blisko Waszyngtona, były od zawsze delikatesy Mini Europa. Od zawsze, czyli jak kojarzę, przynajmniej od 10 lat. Zbliżam się, zbliżam. Oczom nie wierzę. Lokal stoi pusty, towar i szafki zniknęły. Przez głowę przebiegła myśl: – No, tak, padli, konkurencja.
Ale na szybie wisi komunikat właściciela lokalu, spółdzielni mieszkaniowej, że nowym najemcą lokalu jest Jeronimo Martins SA, czyli właściciel Biedronek. O co toczy się gra? Interesuję się rynkiem spożywczym, więc sądzę, że pomiędzy brytyjskim Tesco a portugalską (a może już holenderską) Biedronką trwa walka, kto zajmie rynek lub kto zajmie na nim taką pozycję, by móc stawiać jeszcze ostrzejsze warunki polskim dostawcom, zatrudniać za coraz mniejsze stawki pracowników, oferować w miarę tanie produkty całej reszcie przeciętnych zjadaczy. Teoretycznie wszystko się zgadza, wolny rynek, silniejszy wypiera słabszego, niewidzialna ręka rynku. Jakie to wzruszające.
Nawet nie mam pretensji do Biedronki. Zajmie rynek i może podniesie ceny. A może nie. Nadal kupuje się tam tanio, choć drożej niż w niemieckim Lidlu. Trochę żal, ze zyski z handlu w Polsce wypłyną gdzieś na Zachód. Taki kolonializm XXI wieku.
Ale największe zastrzeżenie zgłaszam do państwa polskiego. Niech Biedronka otwiera kolejne sklepy, będzie szarańcza Biedronek. Ale dlaczego uliczni handlarze kwiatkami, ciuchami i Czym Tylko Się Da są karani mandatami za to, że sprzedają próbują utrzymać siebie i rodziny? Nie mają kasy fiskalnej? Nie płacą podatków? Nie niosą haraczu do ZUS-u? Jakoś nikogo nie interesuje, gdy wielkie firmy stosując „optymalizację podatkową” potrafią transferować potężne pieniądze poza Polskę.
Dajemy się zaskoczyć. Nie tylko jakością Biedronki. Obudzimy się z ręką w nocniku, gdy za kilka lat zniknie na przykład kultowy bazar na pl. Szembeka, a kupcy zasiądą na kasach w Biedronkach. Mają pracę? Mają. Więc Polacy nie powinni zmarnować szansy, by siedzieć cicho, jak nas pouczał światowo Jaques Chirac.