Zawody, które zniką [AKTUALIZACJA 1 marca 2021 r.]
- Konsultanci telefoniczni, prosta obsługa klienta
2.Kasjerzy w sklepach, na dworcach, w kinach etc - Lekarze pierwszego kontaktu
- Taksówkarze
- Górnicy
- Asystenci w działach administracji, kadr i księgowości
…mimo że pojawi się wiele nowych miejsc pracy dla ludzi, możemy być świadkami powstania nowej, bezużytecznej klasy. Może nas nawet spotkać najgorsze: będziemy cierpieć jednocześnie z powodu wysokiego bezrobocia i braku wykwalifikowanej siły roboczej. Wielu ludzi może podzielić los nie dziewiętnastowiecznych woźniców – lecz dziewiętnastowiecznych koni, które były coraz silniej wypychane z rynku pracy, aż wreszcie całkowicie z niego zniknęły.
21 lekcji na XXI wiek, Yuval Noah Harari, Wydawnictwo Literackie, 2018

Rozwój gospodarki cyfrowej wykorzystującej sztuczną inteligencję i rozbudowane algorytmy powoduje, że niektóre profesje i zajęcia znikają na naszych oczach. Nikt nie zatrzyma tego procesu, bo jeśli jakieś rozwiązania upraszczają i obniżają koszt działania firm, zapewne zostaną wprowadzone.
Postępująca cyfryzacja przyspieszona przez pandemię koronawirusa (kasjerów zastępują kasy automatyczne, telefonistki i telefonistów – roboty, lekarze pierwszego kontaktu jeszcze bronią się telemedycyną) sprawia, że rynek pracy staje się dwubiegunowy.
W świecie końca drugiej dekady XXI w. coraz trudniej być przeciętnym obywatelem, mającym przeciętne umiejętności i prowadzącym zwyczajne, nudne, ale stabilne życie. Żeby nie wypaść poza nawias społeczny i nie skończyć jako nikomu niepotrzebny odpad, trzeba nieustannie przekraczać swoje granice intelektualne i „wychodzić ze swojej strefy komfortu”, jakby powiedział pierwszy z brzegu coach. [1]
Na całym świecie spada zatrudnienie w zawodach nie wymagających specjalnych kwalifikacji, ale jedynie przeciętnego przygotowania intelektualnego.
O ile w 1996 r. w całym OECD middle-skill jobs odpowiadały za 42 proc. zatrudnienia, o tyle w roku 2018 już jedynie za 31 proc. Od połowy ostatniej dekady XX w. najszybciej przyrastają miejsca pracy dla pracowników niewykwalifikowanych oraz posiadających wysokie kwalifikacje.[1]
Jednocześnie Raport Światowego Forum Ekonomicznego informuje, że tempo znikania miejsc pracy spowodowane przez automatyzację przekroczyło tempo tworzenia ich w nowych zawodach i innych branżach.
1. Konsultanci telefoniczni, prosta obsługa klienta
Dziś jeszcze portale ogłoszeniowe pełne są ogłoszeń o pracę dla konsultantów telefonicznych, recepcjonistek. Ale to się zmienia na naszych oczach. McDonald’s zamierza pracowników McDrive zastąpić systemem komunikacji głosowej Apprente. McDonald’s tłumaczy, że „osoby pracujące w okienkach McDrive nie zawsze mają dobry nastrój”, dlatego dokonuje rewolucji w obsłudze klientów.
System pojawi się we wszystkich restauracjach na całym świecie, również w Polsce.
Co dzień w McDonald’s na świecie kupuje ok. 68 milionów klientów. Ponad połowa zamówień przypada na McDrive’a.
2. Kasjerzy w sklepach
O sklepach obywających się bez kasjerów czytamy na zagranicznych portalach. Teksty są po angielsku, dotyczą Stanów Zjednoczonych, więc wydaje się, że Polsce cyfrowa technologia nie zagraża. Tymczasem popularna sieć handlowa Żabka testuje bezobsługowe zakupy w oparciu o technologię RFID.
„Elektroniczne cenówki to rozwiązanie oparte na technologii RFID (identyfikacja za pomocą fal radiowych). W wielu sklepach pozwala ono np. zrezygnować z tradycyjnych kas, bo informacje o przedmiotach wkładanych do koszyka docierają od razu do terminalu płatniczego lub na specjalną aplikację. Klient może po prostu zapłacić za zakupy i bez stania w kolejce zakończyć wizytę w sklepie”. [2]
Już dziś w niektórych sklepach Biedronki liczba kas samoobsługowych jest większa niż liczba kas obsługiwanych przez kasjera. Przykładem jest otwarta ostatnio Biedronka przy ul. Modlińskiej na warszawskiej Białołęce która została wyposażona w siedem kas samoobsługowych i cztery standardowe.
Odwiedziliśmy tę nową placówkę.

Z punktu widzenia nas, klientów i obserwatorów, projekt nowoczesnego sklepu bez kolejek, z wygodną obsługą znajduje się w swej pionierskiej fazie. Panie na mięsnym obsługują powoli. Kasy automatyczne się zacinają. Ekspedientki ze słuchawkami i mikrofonami na głowach, które mają służyć pomocą, robią to niechętnie, z łaski, od niechcenia.
Koegzystencja maszyny z człowiekiem wskazuje na to, że czynnik ludzki nadal odgrywa kluczowe znaczenie dla sprawności lub przeciwnie – zacinania się mechanizmu korporacji.
W nowej Biedronce najszybciej i najmilej kupuje się kawę, ale i tak jakby w dwóch automatach. W jednym się płaci, w drugim podają.



Wraz z rozwojem gospodarki cyfrowej rysuje się na horyzoncie poważny problem społeczny. Zmiany w handlu wprowadza się dla stworzenia ułatwień dla kupujących, z powodu braku rąk do pracy i wysokich kosztów zatrudnienia. Te argumenty są niewątpliwie prawdziwe, ale nie wyczerpują wszystkich rzeczywistych powodów.
Klient po włożeniu towarów do koszyka może po prostu wyjść z nimi ze sklepu (model RFID), nie stojąc w kolejce do kasy. Poza oficjalnymi hasłami chodzi oczywiście także o długofalowe oszczędności na kosztach pracy, skoro kasjerów zastąpi komputer.
Kwestia rysuje się jednak poważniej, gdy spojrzeć w perspektywie kilkunastu lat. Kto będzie kupował w Żabkach skoro klientami mieliby zostać między innymi byli pracownicy Auchan, Lidla, Biedronki. Co robić z ludźmi, którzy okażą się niepotrzebni społeczeństwu?
W Polsce w handlu pracuje około 15% wszystkich zatrudnionych. [2]
Pandemia koronawirusa mogła skurczyć rynek pracy o około 15-20 procent na skutek zniknięcia miejsc pracy głównie w sektorze usługowym (kina, restauracje). Najbliższe miesiąca, a nawet lata, pokażą, czy będzie to trwały trend – wynika z raportu Grant Thornton omawiającego rynek pracy w lipcu 2020 roku.
Miesiące, ponieważ wkrótce przestaną obowiązywać „tarcze antykryzysowe”, do koronawirusa dojdzie jesienno-zimowy sezon grypowy, więc bardzo trudno przewidzieć, co wydarzy się na rynku pracy. Nie wiadomo też, czy odwrót Polaków od niektórych usług, na przykład kin, okaże się trwały.
Koronawirus zmiótł oferty pracy dla kasjerów i sprzedawców, liczba ofert spadła w stosunku do 2019 roku aż o 39 procent. Wyraźnie mniej ofert pojawiło się dla magazynierów (-27 proc.), pracowników ochrony (-30 proc.), pracowników sekretariatu (-28 proc.). Wzrosła natomiast liczba ofert dla specjalistów ds e-commerce (+40 proc.) i głównych księgowych (+37 proc.)
Trend ten prawdopodobnie będzie się stale utrzymywał. O ile już od jakiegoś czasu słychać głosy o konieczności zwiększenia w polskich firmach nakładów na digitalizację, to tak naprawdę w przypadku wielu biznesów dopiero pandemia wymusiła realne działania na tym polu, a digitalizacja sprzedaży detalicznej stała się w wielu przepadkach wręcz koniecznością – mówi Michał Michalewski, CEO w Element Reacruitment Automation Software. [5]
3. Lekarze pierwszego kontaktu
Czy lekarze pierwszego kontaktu będą musieli się doszkolić,
by w perspektywie 10, 20 lat nie siedzieć z założonymi rękoma?
Miałem ostatnio problemy ze zdrowiem, więc wybrałem się do lekarza pierwszego kontaktu, nazywanego też rodzinnym.
Już idąc tam, miałem poczucie, że zmarnuję pół godziny.
Po wejściu do gabinetu lekarz zrobił zatroskaną minę i zapytał, jak może mi pomóc. W odpowiedzi słownie przedstawiłem objawy. Doktor, nie opukując i nie osłuchując mnie, dał skierowania na trzy badania plus jedną dodatkową wizytę u lekarza specjalisty.
W gratisie dostałem opowieść o wakacjach medyka oraz pozyskałem informację, że dobry bimber nie jest zły.
O zakład nie idę, ale sądzę, że w ten sposób może wyglądać przynajmniej 30 proc. wizyt u lekarzy rodzinnych. Dzieje się tak, bo do przychodni idziemy uzbrojeni w wiedzę z portali medycznych Co gorsza, dla lekarzy oczywiście, często internetowe diagnozy okazują się słuszne, a potwierdzić je mogą szczegółowe badania krwi, moczu oraz USG. Sami lekarze mają świadomość, że bez dodatkowych analiz poruszają się jak pijani we mgle, a nawet jak już leżą przed nimi wyniki posiewów, prześwietleń i USG, to i tak kierują do chirurgów, urologów, ginekologów.
Trwająca od przedwiośnia 2020 roku pandemia koronawirusa jeszcze bardziej obnażyła niedostatki zawodu lekarza pierwszego kontaktu. Po roku pandemii koronawirusa można być niemal pewnym, że lekarze pierwszego kontaktu pracują zdalnie, przez telefon lub na czacie, a w poważniejszych przypadkach kierują pacjentów na wziyty traycyjne do lekarzy specjalistów.
Jeśli zatem dziś iść na medycynę, to raczej od razu należy się nastawić na specjalistyczne studia w zawodach chirurgicznych.
Sztuczna inteligencja bowiem może zastąpić lekarzy pierwszego kontaktu s a m a wypisując skierowania na dodatkowe badania. Bo po co komu lekarz, który nic nie może?
Dziś komputery wyposażone w sieci neuronowe lepiej niż lekarze diagnozują raka.
W trakcie testów sztuczna inteligencja dokonała analiz ponad 28,5 tys. mammogramów w Wielkiej Brytanii oraz z górą 3 tys. takich badań w Stanach Zjednoczonych.
Okazało się, że w USA AI zredukowała o 5,7 proc. przypadki, w których lekarze fałszywie zdiagnozowali raka piersi u pacjentek, u których w rzeczywistości ta choroba nie wystąpiła. Z kolei o 9,4 proc. zmalała liczba przypadków, w których kobiety uznane przez lekarzy za zdrowe w rzeczywistości chorowały na nowotwór piersi. [3]
W Wielkiej Brytanii testy wykazały zmniejszenie liczby fałszywych dodatnich wyników o 1,2 proc., zaś fałszywie negatywnych – o 2,7 proc. Dysproporcje w wynikach osiągniętych w USA i Wielkiej Brytanii mają wynikać z tego, że w tym drugim kraju analizy testów mammograficznych dokonywane przez lekarzy są systemowo bardziej precyzyjne niż w Stanach.
Sztuczna inteligencja była w stanie prawidłowo zinterpretować 80 procent zapisów EKG, przewyższając umiejętności lekarzy (67 procent – lekarze z doświadczeniem równym 0-6 lat, 69 procent – lekarze z doświadczeniem równym 7-12 lat oraz 75 procent – lekarze z doświadczeniem >12 lat). Sztuczna inteligencja wykazała się lepszą skutecznością w interpretacji EKG. Być może w przyszłości będzie wykorzystywana przez lekarzy w celu precyzyjniejszego oceniania EKG. [4]
Skokowy postęp w cyfryzacji medycyny może doprowadzić do sytuacji, w której zawód lekarza rodzinnego przestanie być potrzebny. Dotyczy do także lekarzy, którzy nie dokonują operacji i zabiegów na ludzkim ciele.
Dla mniej ambitnych, pracowitych i zdolnych pozostaje zawód technika laboratoryjnego. Bezbolesne, obywające się bez siniaków i omdleń pobieranie krwi, wciąż jest na wagę złota.
4. Taksówkarze
Niektórzy warszawscy kierowcy dobrze zorientowani w mechanizmach wolnego rynku na klapach bagażników przyklejali latem 2017 roku napis #deleteuber. W amerykańskiej korporacji około połowę tańszej od tradycyjnych taksówek upatrują nieuczciwej konkurencji. Ma ona polegać na tym, że kierowcy Ubera jeżdżą bez licencji, nie zaliczyli egzaminu z topografii miasta, kierują starymi autami. Wszystko to ma zagrażać życiu i zdrowiu pasażerów.

Nie jestem pewien, czy taksówkarze trafnie zdefiniowali przeciwnika.
Pierwsze firmy, choćby amerykańska konkurencja Ubera – Aptiv, testują auta co prawda wymagające obecności kierowcy, ale już nie jego ciągłej uwagi. Pasażerowie zamawiają taksówkę przez aplikację w telefonie, a BMW 5 samo do nich przyjeżdża. Za kierownicą siedzi człowiek, bo… wymagają tego przepisy, ale niczego nie dotyka. [6]
Może się okazać, że to nie Uber, Bolt i inni zagrażają zawodowi taksówkarza, ale postęp technologiczny. W Ameryce niektórzy już się tego boją.
Auta zwracają na siebie uwagę, bo mają kamery zainstalowane na dachu. Policja kalifornijska notuje akty agresji i wandalizmu wobec tych samochodów. Zachowania przypominają angielski ruch luddyzmu z początku XIX wieku, kiedy chałupnicy i rzemieślniczy niszczyli naczynia tkackie. w Polsce zdarzały się akty agresji wobec kierowców Ubera i dewastowania ich aut, wciąż nieautonomicznych.
Na miejscu kierowców, szczególnie tych młodszych, myślałbym o zmianie zawodu. Jednocześnie, co tu się dziwić kierowcom. Amerykanom Huawei nie przeszkadzał, dopóki nie wyrósł na głównego konkurenta Apple’a. Zaraz się okazało, że chiński koncern szpieguje i zagraża bezpieczeństwu państwa. A Uber zagraża bezpieczeństwu pasażerów.
Jak nie wiadomo o co chodzi…
5. Górnicy
Rząd porozumiał się ze związkowcami z kopalni węgla kamiennego: Polskie kopalnie tego surowca mają zostać zamknięte do 2049 roku. Odchodzenie od wydobycia i spalania węgla to dla świata, Polski, a w Polsce szczególnie Górnego Śląska to nie tylko schyłek liczącej kilkaset lat branży, ale także zmierzch elementu kultury i identyfikacji Ślązaka – z kultem zawodu górnika; jego niebezpieczeństwem, wysokimi zarobkami, barbórką, dziedzicznością.
Śląsk przestanie oznaczać węgiel. Czas na zieloną transformację.
6. Asystenci w działach administracji, kadr księgowości
Miejsca pracy najmocniej zagrożone likwidacją, to pozycje asystenckie w administracji, kadrach czy w księgowości. Równocześnie rośnie zapotrzebowanie na pracowników w tzw. zielonej gospodarce, czy w szeroko pojętym sektorze technologicznym. Analitycy WEF oczekują także wzrostu zatrudnienia w marketingu, sprzedaży czy produkcji treści oraz lepszych perspektyw dla pracowników mających umiejętności pracy z ludźmi z różnych środowisk. Dużą wagę na rynku pracy będzie miała także umiejętność krytycznego myślenia. [7]
[1] Coraz mniej pracy dla ludzi ze średnim wykształceniem. Rynek pracy mocno się polaryzuje, Piotr Wójcik, Forsal.pl, 21 sierpnia 2020 r.
[2] „Żabka robi potężny technologiczny skok”, „Wiadomości Handlowe”, 12.11.2019
[3] Google diagnozuje raka piersi lepiej niż lekarze. O 9,4 procent więcej właściwych wskazań, Wirtualnemedia, 03.01.2020
[4] Czy sztuczna inteligencja będzie rozpoznawać arytmie w EKG lepiej niż lekarze?, Mikołaj Kamiński, zdrowie.wprost.pl, 30.06.2020
[5] Rynek pracy w czasie COVID-19, sierpień 2020, Grant Thornton
[6] „Jazda na poziomie piątym”, „Polityka”, nr 26, 26.06-2.07.2019
{7] Zniknie 85 mln miejsc pracy. Pandemia napędza automatyzację, Rzeczpospolita, 21.10.2020