T-Mobile grzeszy pychą?
Z T-Mobile, wcześniej Era, jestem w związku biznesowym od kilku lat. Zostawiłem u nich kilkanaście tysięcy złotych. Umowa się niedługo kończy, więc pikam na monitorku smartfona, paluszkiem przesuwam – „Biuro Obsługi”. Połączenie jest bezpłatne, czas oczekiwania na rozmowę z konsultantem wynosi 10 minut. Oferta lojalnościowa – wybierz 1…. Rozłączam się. Loguję na t-mobile.pl.
T-Mobile bardzo mnie ceni jako klienta. Proponuje umowę z telefonem Samsung Galaxy Ace 4 „z szybką transmisją danych LTE” za jedyne 59,99 zł netto. Dodatkowo płacę za aparat – 178,99 zł brutto. Łącznie dwuletnia umowa z T-Mobile kosztowałaby około 1949 zł brutto. Kwota nie uwzględnia ewentualnych pakietów internetowych, które przy aktywnym korzystaniu z internetu, trzeba będzie dokupić. Bo w abonamencie dają tylko 0,5 GB miesięcznie.
Po zapoznaniu się z ofertą łzy wzruszenia zalały mi oczy. Może miłość T-Mobile powodowana jest pieniędzmi, pomyślałem ze strachem. Nie pomyliłem się, załamałem psychicznie.
Konkurencyjny Orange daje taki sam telefon, dorzuca tablet Alcatel One Touch Pixi7, a łączne koszty do zapłaty w czasie trwania umowy wyniosłyby około 1711 zł. 200 zł mniej niż T-Mobile, a oprócz telefonu dają w „prezencie” tablet.
Nawet Robert Lewandowski w koszulce Bayernu ze znaczkiem T-Mobile na piersi nie pomoże. To chwile, które łączą z konkurencją.
To tylko biznes. Dochodzą też emocje. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Czechach ostro dziś zaprotestowała przeciw czeskiej reklamie T-Mobile, gdzie Polak sprzedawca telefonów okazuje się oszustem:
Panie T-Mobile, Panu już dziękujemy.
A może nakręcimy reklamę, gdzie pokażemy wysokiego blondyna kaleczącego niemczyznę, ubierzemy go w różową koszulkę w białe kropki, na głowę nałożymy hełm SS. Będzie śmiesznie.